HISTORIA NAZWY

Historia nazwy elfjoy zaczęła splatać się niepozornie, bardzo dawno temu w trakcie corocznych wakacji na Kszubach nad odosobnionym pięknym jeziorem w środku lasu. Jeziorem, w którym mieniły się rożne emocje, pierwszy przepłynięty samodzielnie wodny szlak, podglądanie raków przy brzegu, patrzenie w dal z pomostu, przedzieranie przez szuwary wśród zapachu mięty. Poza obrębem jeziora świat był inny - piaszczyste leśne ścieżki pachniały w słońcu dojmująco letnio, po deszczu były grzyby, a pajęczyny pokrywały nie perlistymi łańcuszkami wody. Był ping pong, mały sklepik z kilkoma słodyczami, zupa mleczna nigdy nie jedzona, ale niestety oglądana, przystojni ratownicy, spadające gwiazdy i ogniska... Letnie życie zanurzone w naturze było pełne wszechotaczjacej magii niezliczonych odcieni mchu, pojawiających się niczym krasnoludki grzybów, jałowców z cierpkim smakiem ich owocków. To był świat gdzie moja wyobraźnia czuła się bezpiecznie, a piękne otoczenie głęboko zakorzenione w naturze potwierdzało istnienie świata z bajek - świata elfów.

Był to też świat marzeń o dalekich podróżach które odjeżdżały w dal z każdym szumem oddalającego się za lasem pociągu, marzeń które przysiadywały na kolejowym wiadukcie.

Najpiękniej w jednym zdaniu opisuje to poetka noblistka Louise Gluck - “ Widzimy świat raz, w dzieciństwie - reszta jest wspomnieniem..."

Nie wiadomo czy świat w dalekiej podróży jest lepszy od tego świata, w którym marzenie o dalekiej podróży powstało - w każdym razie wiele lat później w Miami na Florydzie - przypatrując się neonom, budynkom i sunącym wysportowanym mieszkańcom popijałam ze znajomymi merlot z winnicy Mondavi - było tak smaczne, ze zamawialiśmy je przez kilka kolejnych dni w różnych miejscach. Pracowałam wtedy jako prawnik w znanej brytyjskiej kancelarii co uznawane było za niezwykły przywilej, ale wzięłam kilkumiesięczny urlop, aby poszukać odpowiedzi na świdrującą pustkę i głębokie przekonanie, ze prawdziwe życie jest gdzie indziej.

Wiele się potem wydarzyło - ale chciałam napisać skąd się wzięła nazwa...

Po powrocie do Warszawy wiele miesięcy później znalazłam w księgarni biografię Roberta Mondavi - tego od wina z Miami - “Harvest of Joy” historie o tym jak wyemigrował wraz z rodziną z Włoch do Kalifornii i wbrew wszystkiemu postanowił robić wina - historia dość dramatyczna, ale piękna - o wierności sobie, ciężkiej pracy, marzeniach. Po przeczytaniu wiedziałam, że ja też chce mieć swój ‘joy’ - mój elfjoy… :)

© 2023 elfjoy
est. warsaw 2003
do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl